http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

Szkoła i jej negatywny wpływ na dziecko :-)

 

Temat zacznę od dwóch ważnych pytań, a mianowicie...

"Dlaczego dzieci są na siłę przepychane z klasy do klasy?" i  "W jaki sposób dziecko ma przyswajać wiedzę będąc w kl. 8-ej skoro ono nawet nie umie czytać, a jego poziom jest na poziomie kl. 3-ej" 

Umiejętność czytania i rozumienia tego co się czyta jest podstawą do jakiejkolwiek edukacji, ale w moim odczuciu w obecnych czasach bardzo często jest tak, że dzieci nie potrafią czytać. Dlaczego nie pozostawia się tych dzieci w tej samej klasie dla wyrównania poziomu? Sądzę, że takie zagrożenie pozostania w tej samej klasie działoby mobilizująco dla dziecka i rodzica. Dlaczego "umiejętność czytania" nie jest warunkiem do dalszej edukacji i przejścia do kolejnej klasy? To jest skazanie dziecka na życiowe niepowodzenia, bo... zawsze będzie słabsze, a tym samym z czasem podda się sądząc, że i tak nie jest wstanie niczego się nauczyć. To jest tak, że na każdym etapie zdobywamy jakąś wiedzę i... na przestrzeni lat wciąż ocieramy się o te same tematy, ale cały czas na wyższym poziomie. Człowiek, który nie miał styczności z wiedzą w początkowym etapie rozwoju nie zacznie nauki nagle od wiedzy profesjonalnej, ponieważ aby to zrobić musi być odpowiedni zasób słów. Każdy uczeń wychodzący ze szkoły podstawowej powinien być sprawdzany w kierunku umiejętności czytania i rozumienia czytanego tekstu. W moim odczuciu gdy Ktoś nie rozumie tego co czyta to czyta to w jednej tonacji głosowej. Kiedyś może filmik wrzucę z czasów gdy w taki sposób czytał Łukasz i dla porównania z czasu obecnego. Umiejętność czytania jest potrzebna aby się uczyć, ponieważ wiedza jest zawarta w podręcznikach. Podczas sprawdzianów niestety ale także dziecko musi umieć przeczytać polecenia, a także je zrozumieć. Aby przeczytać lekturę, a nawet same streszczenia w Internecie też musi umieć czytać. Nie jest w moim odczuciu możliwe, a by dziecko nie umiejące czytać mogło efektywnie się uczyć.

Druga rzecz... mamy dziecko spokojne, nie integrujące się, nie nawiązujące rozmowy,... i szukamy powodów typu... dziecko się wstydzi, dziecko jest nieśmiałe, dziecko jest zastraszone, nad dzieckiem się znęcają itp. a może... powód jest zupełnie inny i banalnie logiczny, a mianowicie to dziecko nie posiada odpowiedniego zasobu słów aby rozmawiać i umiejętności wymiany zdań, ponieważ... nikt z nim nie rozmawia. Dziecko samo raczej nie posiądzie umiejętności prawidłowej komunikacji z drugim człowiekiem jeśli nikt z nim nie rozmawia. Druga rzecz mająca znaczenie to możliwości w uczeniu się, a mianowicie jedno dziecko szybciej przyswoi wiedzę i różne umiejętności, a niestety drugi umysł potrzebuje więcej czasu i większej ilości ćwiczeń. Piszę o tym gdyż uważam, że ja dokładnie byłam takim dzieckiem.

W moim odczuciu czasem dzieci z pozoru tzw. "nieśmiałe" mogą mieć po prostu problem  z prawidłowym wysławianiem się i raczej tak było w moim przypadku, a nie to że nie chciałam ;-)

Nic raczej z niczego się nie bierze :-)

 

Pewne dziecko będąc dłuższy czas w domu… 

-współpracuje bez problemu 

-bez problemu reaguje praktycznie na wszystkie polecenia 

-potrafi bezproblemowo uczyć się przez długie godziny, a nawet wciąga się i samo od siebie podejmuje kolejne zadania

-lubi czytać książki i różne ciekawostki, szczególnie z historii 

-zero praktycznie konfliktów rodzic-dziecko

- dzień organizuje sobie samo i praktycznie cały dzień jest wypełniony różnymi zajęciami 

- jest chętne do pomocy w domu, czyli np. samo od siebie… sprząta, myje naczynia 

Praktycznie nie ma z niczym problemu… otwarte, spontaniczne, chętne do wszystkiego i zaangażowane 

 

Gdy idzie do szkoły to następuje całkowita zmiana jakby Ktoś podmienił dziecko, a mianowicie...

-zanika współpraca i pojawia się na wszystko… sprzeciw, bunt, drwina, złośliwość i lekceważenie, dziecko przestaje reagować na polecenia, jakby nie słyszało tego co się do niego mówi, a nawet nie reaguje na swoje imię 

-robi się złośliwe i bezczelne

-przestaje się całkowicie uczyć, nawet czytać co niby wcześniej lubiło 

-lekceważy wszystkie prośby, polecenia, nakazy i zakazy 

- zabrany telefon po prostu odszukuje i cichaczem zabiera pomimo tego, że wie, że nie wolno, a jak nie ten to inny

-patrzy na wszystko podejrzliwie

-jest zalęknione, wystraszone, zachowuje się tak jakby się wszystkiego bało nawet wziąć kanapkę

-w pokoju syf, bałagan i pomimo sugestii zero reakcji 

-w niczym nie pomaga w domu, a poproszone o umycie naczyń albo udaje, że nie słyszy, albo robi to z wielką łaską 

-nie uczy się

-nie potrafi sobie odgrzać obiadu 

Gdy chodzi do szkoły to jest walka o prawidłowe reakcje i zachowania, czyli o przetrwanie, a gdy jest dłużej w domu to dopiero zaczyna się edukacja :-)

Ja wychodzę z podziwu co szkoła potrafi zrobić z  dzieckiem :-) 

Życie zamienia się w walkę o przetrwanie i jako tako przeżycie szkoły i potem się dziwicie, że dzieci nie chodzą do szkoły. 

Szkoły róbcie coś z tym, bo to nie może być tak, że dziecko siedzi cały dzień na lekcji z telefonem, nie ćwiczy na w- fie, a gdy nie ma Nauczyciela z danego przedmiotu to nie ma zastępstwa, czy też nie umie nawet czytać wychodząc ze szkoły podstawowej. W moim odczuciu już samo postawienie warunku typu "dziecko nie pójdzie do kl. 4-ej jeśli nie umie czytać" to zmobilizowało by chociaż część rodziców i dzieci do poprawy tej umiejętności

Niestety szkoły ten stan rzeczy zwalają na rodziców i dom… naprawdę???

 To zobaczmy na to…  doba ma 24 h, a z tego ok 8-10 h odchodzi na szkołę np. od godz. 6-ej do 16-ej to mamy 10h + 8h snu, to już jest 18h, plus chociaż 2h na odpoczynek, posiłki i podstawowe potrzeby (skorzystanie z WC, kąpiel, jedzenie) i mamy 20 h, czyli pozostają 4 h, ale dziecko ma jeszcze zadania domowe i... ile czasu dziecko ma dla rodziców? 3h? Nawet nie to, a już nie wspominając o jakiejś aktywności fizycznej, czy też hobby i spotkaniach z przyjaciółmi.

 

Z moich obserwacji wynika, że szkoły uczą dzieci, które są już nauczone w domu, a mianowicie przychodzi do szkoły dziecko świetnie przygotowane, które posiada już obszerną wiedzę, a więc szkoła tylko to wzmacnia, a potem podpisuje się, że to ich zasługa. Owszem, ale dziecko "świetnie przygotowane" to żaden problem uczyć wystarczy opowiadać i idzie wszystko do przodu. Pytanie "Co z dziećmi słabymi?". Niestety im się nie pomaga, ponieważ rzucenie raz na jakiś czas zajęć z Logopedą, czy też Psychologiem, to jak kropla w oceanie w stosunku do ich potrzeb. Nie będzie dobrze dopóki system edukacji nie zmieni obowiązujących zasad. Łukasz to nie jedyne dziecko zmarnowane przez system edukacji. Przede wszystkim "jak można np. dziecko nadpobudliwe posadzić do ławki i wymagać cierpliwego pisania i wyklejania?" i w tym przypadku mam na myśli "Szkołę Specjalną", gdyż dziecko o którym myślę właśnie do takiej chodziło. Dziecko to potrzebowało przede wszystkim ruchu, a w międzyczasie edukacji umysłowej ze stopniowym zwiększaniem ilości godzin dopasowanym do jego możliwości. Każde dziecko rozwija się w sposób indywidualny i posiada inne cechy charakteru, a to powoduje, że jednak wymaga innych zasad wychowawczych. Przede wszystkim DZIECI POTRZEBUJĄ ZDECYDOWANIE WIĘCEJ RUCHU, a nie siedzenia w ławkach i wkuwania czegoś czego i tak nigdy się nie nauczą. 

W obecnych czasach zamiast mobilizować dzieci do nauki, to niańczy się robiąc im tym samym krzywdę… bez sensu… Zastanawiam się kiedy w końcu zacznie się o tym otwarcie mówić ? Pytanie "W jaki sposób mobilizować dzieci, które mają wszystko w nosku, a tym bardziej, że dorosły na WSZYSTKO ma tylko zakazy?" Dziecko aby się nauczyć musi doświadczać różnych sytuacji, w których musi się odnaleźć i nie pomoże usuwanie kamieni z drogi ;-)

Jak to wszystko działa w moim odczuciu? A mianowicie mamy rodzica, który ma jedno dziecko i akurat to dziecko jest nadzwyczajnie grzeczne i spokojne. Z drugiej strony... mamy rodzica, który ma trójkę dzieci i w tym dwóch "ancymonków" i teraz co się dzieje? Osoba mająca to szczęście  i spokojne dziecko zaczyna wyciągać teorie, że... Jej dziecko jest spokojne, ponieważ jest to jej zasługa, gdyż Ona... nie krzyczy, nie krytykuje, zawsze grzecznie tłumaczy, itp. ale nie uwzględnia faktu, że nie stosuje tego typu metod, ponieważ po prostu zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Nie mamy pewności w jaki sposób by postępowała gdyby miała np. dwójkę trudnych dzieci i teraz taka osoba wysnuwa niestety błędne teorie na temat wychowywania dzieci.

Ja naprawdę sporo przeszłam emocjonalnie w swoim życiu i uratowała mnie tzw. "ambicja, upór, konsekwencja, dążenie do lepszego" poradziłam sobie tak naprawdę sama, a jako dziecko miałam trochę wsparcia ze strony wujka. Szkoła wiedziała, że mam problem, ponieważ nawet  w karcie zdrowotnej miałam wpisane "nerwica?". Przecież według "obecnych teorii" powinnam się stoczyć, zostać narkomanką, czy też alkoholiczką, palić i nie wiadomo co jeszcze... , a znam kogoś Kto popełnił straszną głupotę, pomimo tego, że wydawało się że żyje w luksusach. Nie potrafię tego zrozumieć.

Psycholodzy, Terapeuci, Rodzice… wyluzujcie z tym znęcaniem, bo to idzie w złym kierunku, a jak mi się nie wierzy, to proponuję w co niektórych klasach zamontować kamerki aby mieć realny obraz rzeczywistości.  Sama byłam świadkiem jak uczeń przychodzi na lekcję, kładzie się na ławce i śpi. Miałam i nadal pozostaje odczucie, że to nauczyciele walczą o przetrwanie i zaliczenie kolejnej klasy ucznia, a nie na odwrót :-) 

Podsumowując obecne czasy, to  stwierdzam, że tematyka "znęcanie i różne inne problemy" jest przedstawiana w takim wyolbrzymionym świecie, że nawet jeśli Ktoś będzie miał problem to nie sięgnie po pomoc. A druga rzecz to zastanawiam z córką się gdzie "Prawa człowieka i dziecka" np. w Afryce gdzie ludzie i dzieci umierają z braku wody i jedzenia?  Aby tam dostarczać odpowiednią pomoc, powinien współpracować cały Świat.