http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\  Jański Wierch- piękno Gór Jastrzębich (05.09.2015 r.)  

Po Bieszczadach ciężko było sobie wyobrazić, że jakieś góry będą jeszcze w stanie nas czymś zaskoczyć, a tu niespodzianka.
Zacznijmy jednak od początku.
Długo zastanawiałem się, który wybrać z następnych szczytów DPG w naszych okolicach i tak raz to losując, a innym razem zaglądając w opisy na internecie i przeglądając mapy wybór padł na Jański Wierch ( 697 m n.p.m.) należący do Gór Jastrzębich, a przez niektórych naukowców do Gór Kruczych. Niewątpliwie jest to osobne pasmo górskie w Polsce, które zostało pominięte tak jak Góry Słonne przez KZ KGP, czyli Korona Gór Polski powinna faktycznie liczyć 30 szczytów !!! (więcej o Jańskim Wierchu na :  https://pl.wikipedia.org/wiki/Ja%C5%84ski_Wierch  ).
Jest sobota i trochę ciężko jest się nam pozbierać. Wyjazd dopiero około 9:00, a przed nami do dojazdu około 78 km. 
Po drodze tradycyjny Orlen w Nowej Rudzie, a potem kierunek Mieroszów i Chełmsko Śląskie. W tym drugim zatrzymujemy się przy dosyć dziwnej starodawnej zabudowie szeregowej, która Agnieszce przypomina osadę w Biskupinie. Oczywiście dużo tej zabudowie brakuje do takiej prostoty i prymitywizmu, ale nie mniej na pewno jest to coś starego i zabytkowego. Okazuje się, że są to dawne domy tkackie dzisiaj przerobione na sklepy lniarskie i z pamiątkami, a częściowo są również zamieszkałe.
Wstępujemy do jednego z nich, aby podbić pieczątki i zakupić jakieś pamiątki. Właściciel to straszny gaduła i bajarz, a także domorosły poeta. Zachęca nas do odwiedzenia źródełka w ogrodzie i zamoczenia w nim palca, co ma nam przynieś powodzenie i niechybny powrót w jego gościnne progi. Odwiedzamy więc źródełko i wszyscy mooczymy w nim palce.
Po zakupie pamiątek ruszamy w dalszą drogę do małej wioski Okrzeszyn, gdzie jest początek naszego szlaku. Parkujemy na końcu wioski obok ruin starego kościoła.
Przebieramy obuwie (Andzia zapomniała zabrać górskich butów i idzie w sandałach) oraz pakujemy potrzebny ekwipunek i prowiant.
Początek trasy wiedzie średniostromym podejściem przez las, a potem kawałek płasko szeroką drogą z której nasz zielony szlak wkrótce skręca na stromą ścieżkę z momentami sypką, osuwającą się ziemią. Docieramy wkrótce do podejścia, którym Łukasz podchodzi na kolanach. Nad nami wisząca półka skalna o ciekawej formie.
Tutaj zaczyna się granica polsko-czeska, która będzie nam towarzyszyła do punktu docelowego.
Z lewej strony zaczynamy dostrzegać widoki na stronę czeską i słyszymy odgłosy czeskiej ciuchci. Widoczne zabudowania to miejscowość Petrzikowice.
Na skalnej półce chwila odpoczynku po czym stromą granią wspinamy się dalej. Roztaczają się stąd wspaniałe widoki zarówno na czeską jak i polską stronę.
Po polskiej stronie można zobaczyć m.in. Zawory, czyli część Gór Stołowych oraz kawałek Gór Kruczych i Kamiennych. Strona czeska to przede wszystkim Góry Jastrzębie, Krucze i część Karkonoszy.
Próbujemy zgrać mapę z topografią terenu i zlokalizować Jański Wierch (zapominam o GPS-ie i tel. komórkowym które byłyby bardzo pomocne). Nie jestem pewien czy na szczycie jest jakieś oznakowanie i informacja. Na jednym z najwyższych wzniesień rozkładamy się ze śniadaniem. Tym razem na wyprawę zabrałem dużą porcję gorącej herbaty w dwóch termosach, która w górach ma niepowtarzalny smak. Łukasz wypija sam cały termos podjadając ze smakiem kanapki i kabanosy.
Teren na którym siedzimy jest dziwnie sprężynujący. Podskoki na nim przypominają wrażenie trampoliny. To płytki system korzeniowy rosnących tam Świerków położonych na litych skałach i przykryty niewielką ilością ziemi między którymi są puste przestrzenie powietrzne.
Ponieważ nie jesteśmy do końca zorientowani w którym miejscu się znajdujemy idziemy dalej szukając charakterystycznych punktów w terenie.Wkrótce odnajdujemy taki, a jest to mianowicie kapliczka ze źródełkiem Maryjnym oraz wiatą turystyczną położoną nieco poniżej szlaku. Na mapie mam zaznaczony krzyżyk, czyli może to być ta kapliczka. Schodzimy więc wszyscy popodziwiać tą zabudowę, która jest oczywiście po czeskiej stronie. Wczytujemy się w tablice pamiątkowe tłumacząc je z czeskiego na polski. Dowiadujemy się, że w tym miejscu stał kiedyś niewielki kościółek po którym została tylko niewielka podmurówka. Miejsce nazywa się Petrzikowicka Studzienka pod Jańskim Wierchem.
Według mapy jeżeli wierzyć oznaczeniom to Jański Wierch już minęliśmy.Cofamy się więc co nieco podziwiając przy okazji skalny nawis na którym wyryte są jakieś napisy w języku niemieckim datowane na ponad 180 lat.
Na domniemanym szczycie spotykamy czeską turystkę, która uświadamia nam, że minięta studzienka nie była jednak punktem oznaczonym na mapie, a nasz szczyt jest niestety dalej. Dopiero teraz dociera do mnie, że studzienka została odremontowana w 2011 roku, a my posiadamy mapę z przed tej daty. Teraz też idę po rozum do głowy i włączam google maps porównując je do mapy i już wyraźnie widzę w którym miejscu jesteśmy. Czasami rozum się zawiesi jak taniej marki komputer i niestety trzeba go wtedy zresetować. Miłej Czeszce dziękujemy. Robi sobie zdjęcia naszych map, bo jej nie sięgają tego miejsca, a jeszcze długa przed nią droga.
My ruszamy dalej, wiedząc już że dziś nie zdobędziemy drugiego zaplanowanego szczytu, czyli Rogu w Górach Sowich-Zaworach, bo będzie już za późno.
Spoglądam na naszego GPS-a z którego wynika, że mamy jeszcze do pokonania ponad 100 m przewyższenia, czyli będziemy się cały czas wspinać.
Po drodze krótki odpoczynek na punkcie widokowym Krausova Vyhlidka, gdzie postawiono małą altankę i solidnie zabezpieczono metalowymi poręczami punkt widokowy na skalnej półce.
Idziemy dalej, a Agnieszka z niepokojem spogląda na urwiska pojawiające sie po lewej stronie. Docieramy do Jańskiego Wierchu z którego roztaczają się widoki na Pasmo Karkonoszy wraz ze Śnieżką. Niebo zasnuwa się jednak ciemnymi chmurami i zrywa się silny wiatr co powoduje, że miejsce to staje się mroczne. Nie trzeba też długo czekać na reakcję Agnieszki, która już wyobraża sobie różne scenariusze. Łukasz chce się posilić więc robi to szybko przy przebierającej nogami mamie.
Na szczycie jest oczywiście tabliczka pod którą robimy pamiątkowe zdjęcia. 
Zejście szybkie i sprawne z nielicznymi postojami dla odpoczynku, lub zrobienia zdjęć.
W dolnej partii gór znów pojawia się słońce. Miejsce to wywarło na mnie ogromne wrażenie i dziwi mnie fakt braku turystów przy bądź co bądź ładnym dniu i wolnej sobocie. Spotkaliśmy zaledwie jedną turystkę. Dlatego jeżeli ktoś lubi samotne wycieczki, lub miejsca odludne z fajnym klimatem to gorąco polecam.
Do samochodu dochodzimy około 15:00 co oznacza, że dzisiejsza wycieczka odbyła się w czasie zaledwie 3 godzin i 40 minut.
Dystans 7 km i suma przewyższeń to 339 m .
Wsiadamy do samochodu i szukamy jakiejś fajnej knajpki na obiad. Niestety w Chełmsku Śląskim na rynku nic takiego nie ma. Rynek zrujnowany i pełen włóczących się meneli. Jedziemy dalej do Schroniska PTTK "Andrzejówka" pod Waligórą, ale tam z kolei tłumy ludzi. Kolejny przystanek to "Dolina Pstrąga", ale tam serwują tylko ryby, więc nie dla Łukasza, dostajemy jednak namiar na ciekawe miejsce, gdzie serwują smaczne posiłki. Jest to Oberża PRL w Jedlinie Zdroju ( http://www.oberza-prl.pl/ ). Był to naprawdę strzał w dziesiątkę. Nazwy w karcie wprawdzie nieco dziwne i zniechęcają Agnieszkę, ale udaje się coś wybrać. Na początek podają w ramach poczęstunku mały słoiczek smalcu własnej roboty i kilka kromek chleba. Robi się przyjemnie. Później zamówiona zupa pomidorowa na lanych kluskach, która przypomina czasy dzieciństwa.Drugie dania rewelacyjne. Wychodzimy najedzeni i zadowoleni kupując do domu słoiczek smalcu.
Po drodze zakupy w Inter Marche i do domu. 
Galeria: