http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

smiley Zwiedzanie okolicznych atrakcji turystycznych - Bielsko Biała - Żywiec - Górki Małe ( 19-20.09.2015 r.)

W nocy była niezła ulewa z grzmotami i silnym wiatrem. O poranku wszystko ucichło, ale za oknem świata nie widać poprzez gęstą mgłę. Prognozy również nie są zachwycające, więc trzeba włączyć plan awaryjny. Przeglądam internetowe atrakcje turystyczne okolic Bielska Białej i niestety nie ma tego tak dużo, a nawet te które wg mnie są ciekawe to nie zawsze są dostępne dla tak małej ilości chętnych jak my ( np. słynne studio filmowe SEMAFOR w Bielsku Białej).
Po głębszym przestudiowaniu wybieram najpierw wyjazd do starej części Bielska Białej, czyli do Rynku.
Dojazd bliski, ale w samym Bielsku zaczyna się slalom gigant wąskimi miejskimi uliczkami, dziurawymi czasami bardziej niż ser szwajcarski. Znajduję jako takie miejsce parkingowe i wychodzimy na zwiedzanie. Pogoda ponura, zimno i tylko całe szczęście, że nie pada.
Przechodzimy obok całkiem ładnego Ratusza Miejskiego, ale to ostatnia ładna rzecz w tym miejscu. Rynek przypominający czasy PRL-u z odrapanymi kamieniczkami i tylko do niczego nie pasujące nowoczesne reklamy uświadamiają nas, że nie przenieśliśmy się w czasie.
Znajdujemy jednak księgarnię o dość ciekawej ofercie i robimy tam drobne zakupy, a potem zdegustowani obchodzimy rynek dookoła trafiając znów do całkiem fajnej cukierni, gdzie można zjeść lody i ciasto. Stwierdzamy, że jeżeli część zabytkowa tego bądź co bądź do niedawna miasta wojewódzkiego jest w stanie opłakanym to bez sensu pchać się dalej w historyczne miejsca i spróbujemy szczęścia w galerii handlowej.
Może to nie jest wybitne miejsce do zwiedzania, ale przynajmniej zapełni nam czas do zarezerwowanej kolejnej atrakcji tego dnia.
Galeria jest ogromna z piętrowymi parkingami, a od nadmiaru jej oferty można dostać oczopląsu. Włóczymy się więc od sklepu do sklepu robiąc w międzyczasie przerwę na lody w McDonaldzie. Poza tym udaje nam się kupić kilka ciekawych rzeczy do kuchni. O innych rzeczach raczej nie marzymy, bo ceny tu przyprawiają o zawrót głowy.
Łukasz dosyć dzielnie znosi te katusze, bo chodzenie po sklepach nie będących spożywczymi nie należy do jego ulubionych zajęć.
Tuż po 15:00 opuszczamy galerię i jedziemy do miejscowości Górki Małe gdzie na godz. 16:00 umówieni jesteśmy na edukację w Domu Chleba.
Przyjeżdżamy nieco wcześniej, więc musimy nieco poczekać. Zwiedzamy nieopodal położony wiatrak,a potem pozostałą część gospodarstwa np. zagrodę dla kur.
Nieco po 16:00 zostajemy zaproszeni wraz z jeszcze dwoma innymi rodzinami do wnętrza staropolskiej izby gdzie wszystko urządzone jest tak jak dawniej i jest mnóstwo ciekawych eksponatów. Pani przewodniczka, która zarazem jest właścicielką tego obiektu snuje opowieść o starodawnych zwyczajach i demonstrując przy okazji działania niektórych ciekawych urządzeń wprowadza nas w świat z minionej epoki, którą częściowo pamiętam z czasu mojego dzieciństwa, ale nasze dzieci nie mają o niej bladego pojęcia. Dowiadujemy się więc jak m.in. robiono przetwory z mleka, zboża i jak dawniej mieszkano oraz załatwiano codzienne potrzeby.
Niektóre czynności demonstrowała na dzieciach wzbudzając ich zadowolenie i ciekawość. Łukasz wydaje się być umiarkowanie zainteresowany.
Następny pokaz to przejście do izby chleba i tu już jest bardzo ciekawie, bo wszyscy muszą sami wyrobić ciasto chlebowe i uformować je w placek który zostaje wypieczony w gorącym piecu jako podpłomyk. Łukasz formuje bardzo foremnego placka dodając do niego maku. Widać że ma w tym wprawę. Niestety Andżelice nic nie wychodzi i ciasto cały czas lepi się jej do rąk, aż musi interweniować Pani.
Gorące podpłomyki wyjęte z pieca dostajemy do degustacji wraz z wiejskim masłem, smalcem i miodem.
Robię niestety błąd nakładając masło, bo szybko się rozpuszcza, a miód również w nim zaczyna pływać co niestety zniechęca Łukasza do jego zjedzenia, ale zanim to się stało jednak spróbował kilka razy. Na stole jest też do spróbowania normalny chleb na zakwasie. Jest rewelacyjny w smaku i pytam Pani czy ma go może w sprzedaży.
Udaje nam się kupić jeden z ostatnich bochenków, którego ponoć można jeść przez 10 dni. Do chleba dokupuję słoiczek miodu, a potem przechodzimy do kolejnej salki, gdzie już Pan Gospodarz robi nam wykład z pszczelarstwa. Wykład bardzo ciekawy, ale Łukasz jest już powoli zmęczony i zaczyna się wiercić.
Po pszczelarstwie udajemy się do stodoły, gdzie zgromadzone zostało całe mnóstwo narzędzi i maszyn rolniczych używanych dawniej. Tutaj też Pan opisuje zastosowania tej starodawnej myśli technicznej. 
Pod koniec pokazu wychodzę z Łukaszem do samochodu niechcąc już go dalej męczyć. Choć jak do tej pory nie zaczął się jeszcze zachowywać nerwowo to jednak widać, że ma na dzisiaj dosyć wrażeń. (  http://www.chlebowachata.pl/  )
O godz 18:00 wyjeżdżamy w drogę powrotną zajeżdżając po drodze na późną obiadokolację do Restauracji Colorata w której pechowo niestety jest wesele, ale można na innej sali usiąść i zostać obsłużonym. Próbujemy ze zmianą restauracji, ale w drugiej jest wycieczka i powracamy z powrotem.
Czas oczekiwania jednak dosyć długi, ale Łukasz dzielnie czeka na swojego schabowego, a gdy ląduje on na stole pałaszuje go w mgnieniu oka wydając pomruki zadowolenia. Do domu wracamy po godz. 20:00, a w nocy znowu pada deszcz.
W Niedzielę rano sytuacja pogodowa jak w dniu poprzednim, czyli wyjście w góry nie ma najmniejszego sensu.
Tym razem po śniadaniu i porannym krzątaniu się dookoła własnej osi wyruszamy do Żywca, ale dopiero około godz. 12:00.
Mimo że jest blisko to musimy szukać dojazdu do rynku, bo zablokowany został główny dojazd z powodu remontu mostu.
Zatrzymujemy się w pobliżu centrum handlowego z którego udajemy się w pobliże rynku do Zamku Żywieckiego, gdzie tego dnia otwartych jest kilka ciekawych wystaw. (  http://www.muzeum-zywiec.pl/  )
Odwiedzamy więc wystawę łowiecką z mnóstwem myśliwskich ciekawostek i trofeów w postaci doskonale spreparowanych zwierząt. Później odwiedzamy historyczną w dawnej mieszkalnej części zamku, gdzie jest mnóstwo starodawnych mebli i obrazów oraz strojów z minionych epok.
W części parterowej odwiedzamy wystawę archeologiczną oraz salę tortur. Podziwiamy też wewnętrzny dziedziniec zamku. Wszyscy pinujący wystaw pracownicy są bardzo mili i chętnie udzielają odpowiedzi na zadawane pytania. Po zakupie kilku pamiątek w kasie udajemy się na zewnętrzny dziedziniec, gdzie w wozowniach są kolejne wystawy, czyli przyrodnicza (znowu z mnóstwem wypchanych zwierząt) oraz wystawa regionalnego folkloru ( z dziełami miejscowych artystów oraz strojami ludowymi i obrzędowymi). Wystawy były tak ciekawe, że udało się wzbudzać okresowe zainteresowanie nimi Łukasza co nie bywa zbyt częste.
Z zamku udajemy się do rynku, który jest obecnie gruntownie remontowany. W sklepie podobnym do starej Cepelii zakupujemy kilka regionalnych drobiazgów.
Później wracamy w okolice centrum handlowego, gdzie namierzyliśmy naleśnikarnię. Naleśniki są boskie i nie ma problemu z doborem składników specjalnych dla Łukasza, czyli sera, kukurydzy i salami z sosem czosnkowym. Dopisują nam dobre humory tym bardziej, że zamówione po obiedzie desery też są nieziemskie.
Polecamy więc Naleśnikarnię KENDO w centrum Żywca. (  http://www.restauracjakendo.pl/  ).
Po wspaniałym obiedzie chcemy wstąpić jeszcze do Centrum Handlowego, ale ostrzegawczy pomruk Łukasza nieco studzi nasze zapały i jedziemy do domu.
                                                                                            Włodek 
Galeria: