http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

smiley Jelenia Góra - czas poza wyprawami górskimi (13-18.09.2016 r.)
Nastała pora na ostatni dłuższy wyjazd w tym roku. Tym razem jedziemy w trójkę tzn. Ja, Łukasz i Agnieszka, bo zarówno Andżelika jak i Paulina nie moga sobie pozwolić na tą przyjemność ze względu na naukę.
Miejsce na nocleg wybraliśmy takie samo jak podczas dwóch poprzednich pobytów w Jeleniej Górze, czyli Apartament Antico umiejscowiony niedaleko rynku Jeleniej Góry.
Z prognoz pogody szykuje nam się parę upalnych dni, więc wyprawy powinny się raczej udać, choć mamy do zdobycia aż 7 szczytów DPG.
W drogę wyruszamy we Wtorek o godz. 12:00 i po drodze zaliczamy tylko małe tankowanie na Orlenie w Świdnicy, gdzie Łukasz jak zwykle nie odpuści hot-dogom.
W Jeleniej Górze jesteśmy przed 15:00 i parkujemy tym razem z tyłu apartamentu na placu kościelnym, bo okazało się że właścicielka zrezygnowała z zamkniętego parkingu w budynku na ul. Kopernika. 
Po wprowadzeniu się do mieszkania idę na szybkie i niezbędne zakupy, a w porze przedwieczornej zaglądamy do ulubionej Restauracji Łukasza SOFA, gdzie oczywiście nie może obyć się bez tradycyjnych grzanek i słynnej zupy Agnieszki, czyli pomidorowej z pomarańczami, która tym raze niestety nie przypadła jej do gustu.
                       
Środa to dzień wyprawy na Skalny Stół i Łysocinę, a po południu robimy krótki spacer po Jeleniej Górze odwiedzając sklep firmowy "Wawela" ( czyli nabywamy nieco słodkości), a potem EMPiK, gdzie Łukasz nie przepuści kolejnej płycie RMF FM.
                        
Czwartek kolejna wyprawa na Krzyżną Górę, Baraniec, Skopiec i Maślak-Folwarczną, a po południu odwiedzamy w porze obiadowej kolejny obowiązkowy punkt programu Łukasza, czyli Pizza Hut, ale tym razem przesadziliśmy nieco z ilością jedzenia i musieliśmy dość sporo zapakować do domu. Na szczęście w apartamencie mamy piekarnik, gdzie będzie można na drugi dzień odgrzać te smakołyki.
                       
Piątek zdobywamy Okole, a po nim w ramach szukania pieczątek do książeczek DPG i GOT trafiamy do stowarzyszenia w małej wiosce Chrośnica, które prowadzą dwie pozytywnie zakręcone kobietki. Oczywiście musimy zwiedzić ich przybytek i trzeba przyznać, że jak na małą wioskę to robi na mnie wrażenie. Ostatnim ich pomysłem było wystawienie pod wiatą szafy z książkami z której mogliby korzystać dosłownie wszyscy. To taka biblioteka na wolnym powietrzu tylko nie trzeba się do niej zapisywać ani zgłaszać, że się wypożyczyło książkę. Dodatkowo można tam umieszczać, lub dosyłać na adres stowarzyszenia swoje zbędne książki i w ten sposób powiększać księgozbiór. Pomysł na tyle był trafny, że zyskał aprobatę władz samorządowych i dzięki małym projektom dostał dofinansowanie. Dostajemy na pamiątkę dwie książki i zostawiamy drobną darowiznę, a potem się żegnamy.   https://www.facebook.com/Szafazksiazkami/
                      
 
                      
 Po południu znów zachodzimy do SOFY. Tym razem wybór pada na ich słynne hamburgery robione ze świeżej wołowiny w chrupiącej bułce z dodatkami.
Dodatki oczywiście w moim przypadku, bo Łukasz tradycyjnie lubi tylko wersję PLAY z dużą ilością ketchupu i sosu czosnkowego. Agnieszka rezygnuje z tego przysmaku i zamawia zupę gulaszową. Potem krótki spacer do Galerii na zakupy do sklepu sportowego gdzie nabywamy nowe stroje kąpielowe w cenie posezonowej i buty na wf dla Łukasza.
                                                    
Sobota to dzień odpoczynku, bo została nam tylko krótka wyprawa na Porębę,więc rano jedziemy na Termy Cieplickie, których Łukasz nie może się już doczekać od kilku dni. Dobrze że jedziemy rano, bo wtedy jest dużo mniej ludzi. 
Termy Cieplickie nie dorównują oczywiście wielkością tym Podhalańskim, ale jestem i tak mile zaskoczony. Jest tu kilka basenów z wodą termalną, czyli bardzo ciepłą, oraz dwa z wodą chłodną. Oczywiście w wersji de Lux jest dodatkowych kilka atrakcji, ale my nie korzystamy z nich. Dodatkowo zaskakują mnie dużo niższe ceny niż na Podhalu i zniżki dla osób niepełnosprawnych oraz wejście gratis dla opiekuna tych osób.
Łukasz szybko się przebiera i już wkrótce taplamy się w cieplutkiej wodzie z bąbelkami. Jest tu teżwyjście na baseny zewnętrzne i po jakimś czasie korzystamy z nich. Tam też Łukasz dostrzega ślizgawki i oczywiście zamierza z nich skorzystać ku niezadowoleniu Agnieszki, ale daje się ją przekonać pod warunkiem, że ja będę na dole ich ubezpieczał. Z niższej korzystają oboje, ale z wyższej ma odwagę zjeżdżać już tylko Łukasz. Jest jednak bezpiecznie, a dodatkowo Łukasz przybiera zawsze pozycję półsiedzącą co powoduje że niezbyt szybko zjeżdża.
Z zewnętrznych basenów zaliczamy jeszcze jakuzzi, a potem jeszcze jeden basen i pora się zbierać, bo trochę widać po Łukaszu działanie nadmiaru bodźców. Podczas przebierania się jest bardzo niespokojny, ale nic się złego nie wydarza.
                         
 
                         
 
                         
 
                         
 
                         
Po kąpieli jedziemy na krótką wycieczkę na wcześniej wspomnianą Porębę, a po południu odwiedzamy w Jeleniej Górze dziwną knajpkę o nazwie Europejska, gdzie podają nienajgorsze jedzenie w bardzo przystępnej cenie. Wystrój lokalu nieco dziwny - hotelowy, a za kotarą w sąsiednim pomieszczeniu odbywają się recytacje wierszy co już całkowicie nadaje jedzeniu w tym miejscu groteskowej aury.
Później odwiedzamy jeszcze małą kawiarenkę pod naszym apartamentem, ale Agnieszka stwierdza, że wszystko tu przesłodzone. Łukasz jednak nie narzeka bo poprzedniego dnia zjadł tu deser Pszczółka, a dziś ze smakiem zjadł deser LION. Mnie urzekło lane piwo marki Żywiec, które po raz pierwszy od wielu lat udało mi się dostać w wersji niezagazowanej, czyli nektar bogów.
                                                        
Wieczory spędzamy w apartamencie. Łukasz trochę pracuje z Agnieszką przy różnych zadaniach, a potem z reguły zasiada przed laptopem.
Noce podczas tego pobytu nie należą do przyjemnych, bo po pierwsze jest zbyt ciepło, a po drugie w piątek i sobotę w rynku odbywał się festiwal muzyki hip hopowej i zamknięte okna z ledwością wygłuszały nieco głośną muzykę i jeszcze głośniejszych fanów tego gatunku. którzy darli się w nocy pod naszymi oknami. Łukasz każdej nocy spał tutaj niespokojnie i wcale mu się nie dziwię, a w noc ostatnią zdarzyło mu się dwa razy niekontrolowanie odragować krzykiem, ale na szczęście były to tylko bardzo krótkie excesy po których bardzo szybko się uspokajał.
                        
Niedziela zastała nas w pełni deszczowa i po spakowaniu się i śniadaniu wyjechaliśmy w drogę powrotną do naszej Opolnicy.
                                                                                  Włodek