http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\  Pilsko - stromizna, sahara i spieczona skóra ( 08.08.2017 r.)
 
Pobudka już o 5-tej rano i mozolne pakowanie się na wyprawę na którą nie mam zbytniej nadziei, że dojdzie do szczęśliwego finału ze względu na dość mizerną kondycję Łukasza, a co za tym idzie reakcję na to Agnieszki ( spodziewam się że przy pierwszej niedyspozycji Łukasza rzucone zostanie hasło do odwrotu). Pilsko, a właściwie jej polska część o nazwie Góra Pięciu Kopców znajduje się w Grupie Pilska w Beskidzie Żywieckim na wysokości 1543 m n.p.m.
Wyjeżdżamy z domu przed godz. 7:00 do miejscowości Korbielów, gdzie parkujemy samochód przy hotelu górskim "Jontek" w pobliżu zielonego szlaku. W recepcji hotelu miła obsługa wręcza mi mapę o mniejszej skali niż posiadam co dodaje przejżystości w pokonaniu kolejnych etapów szlaku, a także zostaje mi wskazana droga na dojście do właściwego szlaku.
Poranek nieco chłodny więc ubieramy się ciepło, ale i tak po pokonaniu około czterystu metrów Agnieszka stwierdza, że wieje zbyt mocny wiatr i warto by było Łukaszowi założyć kaptur, który niestety został w samochodzie i postanawia się po niego wrócić. Reszta grupy powoli porusza się w górę pod zabudowę kolejki linowej.
Stromizna od samego początku daje się we znaki, ale Łukasz próbuje narzucić swoje tempo i dzielnie prze do przodu. Niestety trudy stromizny szybko dają znać o sobie i wkrótce domaga się odpoczynku co pozwala dołączyć do nas Agnieszce. Ona już też na początku jest zmęczona bo musiała nadgonić kilkaset metrów i okazuje się że w sumie na darmo, bo już wkrótce musimy zdejmować kolejne warstwy ubrań ze względu na rozgrzanie organizmu i rosnącą z minuty na minutę temperaturę powietrza.
Słońce jak na Saharze coraz mocniej dogrzewa, a wiatr ustaje i pozostaje tylko liczyć, że w końcu dojdziemy do jakiegoś zadrzewienia aby choć na chwilę schować się w cieniu. Lawirujemy między kamienistą drogą a kępami niskich zarośli które niestety nie dają cienia i ochłody. W końcu docieramy do niewielkiego lasku w którym chwilę odpoczywamy, a potem znowu otwarta przestrzeń i znowu las ale tym razem nieco większy który na dłuższą chwilę chroni nas od palącego słońca.
Koło kolejnej stacji małych wyciągów narciarskich, których jest tu mnóstwo robimy dłuższy postój na śniadanie. Niestety po śniadaniu nieco opuszczają siły Łukasza i zaczyna robić coraz częstsze postoje. Na szczęście trasa robi się nieco bardziej płaska i w cieniu drzew docieramy do Schroniska PTTK które jest już na otwartej przestrzeni.To bardzo nowoczesne schronisko, a zabudowa wokoło świadczy o dużej ilości turystów odwiedzających ten zakątek. Przy schronisku odpoczywamy niewiele, bo chcemy jak najszybciej dotrzeć do szczytu i choć obrałem sobie na dojście żółty szlak to przypadkowi turyści odradzają nam ten wariant polecając raczej szlak koloru czarnego.
Teraz to już prawdziwy hardcore, czyli stromizna za stromizną, gdzie za kolejną zawsze nam się wydaje, że to już szczyt, ale to tylko złudzenie. Ponieważ to godziny popołudniowe to na szlaku robi się coraz bardziej tłoczno. Na ostatnim odcinku wśród kosodrzewiny Łukaszowi puszczają nerwy i mamy krótkie spięcie, ale szybko nad nim panujemy i gdy wydaje się że już wszystko jest w porządku to na samym szczycie mamy powtórkę z rozrywki, ale tym razem na dłuższą chwilę. No cóż - lata praktyki powodują że jesteśmy na to przygotowani i odpowiednio wyposażeni.
Odpoczywamy więc w cieniu kosodrzewiny przez dłuższą chwilę, a gdy uznajemy że zagrożenie przeszło wstajemy robiąc kilka szybkich pamiątkowych zdjęć i schodzimy co prędzej w dół, bo przed nami strome i niebezpieczne zejścia, ale okazuje się że Łukasza złe humory opuściły już do końca dnia. Dochodzimy do schroniska robiąc krótki postój na podbicie pieczątek, zakup pamiątek i uzupełnienie zapasów picia i przekąsek.
W schronisku nie siedzimy zbyt długo i ruszamy w dalszą trasę robiąc niewiele postojów. Nogi zaczynają dokuczać pokonując strome i kamieniste zejścia. Jest już późne popołudnie więc słońce nie jest tak dokuczliwe jak podczas podejścia. Widoki na całej długości zachwycają, bo możemy tu obserwować kilka różnych pasm górskich z Tatrami włącznie. Najpiękniejszy jest jednak widok na Pasmo Babiej Góry, która z tej perspektywy wygląda na bardzo groźną i niedostępną, a jednocześnie niesamowicie piękną i dostojną.
Do samochodu docieramy około godz. 17:00, czyli wspinaczka i powrót kosztowały nas 8 godz. i 36 min. W tym czasie pokonaliśmy zaledwie 12,16 km, ale za to suma przewyższeń to prawie 800 metrów. O trudzie wyprawy może tylko świadczyć, fakt że po dwóch dniach kobietkom zaczęła złazić spieczona skóra jak z węża podczas wylinki :)  
Zdjęcie: 
Galeria: