http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

smiley  Zawoja, Uście Gorlickie i Rymanów Zdrój - czas poza wyprawami górskimi ( 05.08-19.08.2017 r.)
 
W zasadzie nie ma wiele do opisywania, bo większość czasu poświęciliśmy na wędrówki górskie z wyjątkiem dni przejazdowych oraz dwóch dni z brzydką pogodą. Wynikało to raczej z kiepskiej formy Łukasza z którym obawialiśmy się pojawiać w przeludnionych miejscach niż z niechęci do zwiedzania miejscowych atrakcji.
Pierwszym miejscem kilkudniowego pobytu były Apartamenty Simonka (  http://www.domeksimonka.pl/ ) w małej osadzie Grzechynia położonej w pobliżu Zawoi na stoku, a właściwie prawie na szczycie Magurki Borsuczej. Dotarliśmy tam w godzinach późnego popołudnia w piątek 05.08. 2017 r. Nieco kosztowało nas odnalezienie obranego przez nas miejsca, a strome i wąskie podjazdy przyprawiały Agnieszkę o palpitacje serca i zniechęcenie już na samym początku do tego przybytku. Jednakże po dotarciu i zobaczeniu w jak pięknych okolicznościach przyrody będziemy spędzać najbliższe pięć dni wszystkie obawy minęły. Dodatkowo nasz apartament okazał się naprawdę luksusowy z dwoma pokojami, dwiema łazienkami, kuchnią i tarasem z pięknym widokiem na okoliczne pasma górskie Beskidu Żywieckiego. Do dyspozycji mieliśmy niemały basen oraz beczkę góralską z ciepłą wodą do kąpieli, a także własne miejsce grillowe w ogródku. Do tego gospodyni Pani Ula przygotowała wspaniały obiad na nasz przyjazd, który mieliśmy zaserwowany na naszym tarasie ( żyć nie umierać ).               
                                          
 
                                      
To były wspaniałe dni przebywania na wysokości prawie 800 m n.p.m. i oddychania czystym górskim powietrzem i nawet deszczowa niedziela była przyjemnym odpoczynkiem, choć nie dało się wyjść na zewnątrz.Wieczorne pejzaże górskie z poświatą księżycową to już czysta poezja. Pani Ula codziennie pytała się nas co byśmy sobie życzyli na obiad i już żałowaliśmy każdego następnego dnia, że nie zostajemy tu na dłużej. Pozostaje tylko podziwiać wlaścicielkę za stworzenie niepowtarzalnego klimatu i siłę oraz spryt w działaniach. Pani Ulu na pewno jeszcze powrócimy do Simonki !!!
                            
 
                            
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i w środę rano po spakowaniu przejeżdżamy do kolejnego miejsca w Uściu Gorlickim do ośrodka o nazwie Camp Oaza ( http://www.campoaza.pl  ). Pierwsze wrażenie ośrodka położonego w małej miejscowości o prawach gminy jest dość ponure. To szereg podobnych do siebie domków campingowych, których czasy świetności dawno przeminęły, a sam właściciel przy pierwszym kontakcie też nie wzbudza zbytniej sympatii, ale jak się okazuje to tylko pozory. Dostajemy domek ze znakiem "lux", czyli o podwyzszonym standarcie. W środku jak można było się spodziewać wszystko jest stare i pachnie starocią, choć ilość miejsca jest ogromna. Mamy do dyspozycji trzy pokoje , kuchnię, łazienkę i mały tarasik ze stolikiem. W głównym salonie jest nawet kominek na wypadek chłodu. Teren ośrodka ma wiele zalet, a najważniejsza to dość spore odległości między kolejnymi domkami i duża przestrzeń do zabawy dla dzieci z kilkoma instalacjami do zabaw typu huśtawki, piaskownica itp. Z drugiej strony jest dobrze zorganizowane pole namiotowo-campingowe z domkiem spełniającym zadanie WC i łazienki.
                             
 
                             
 
                             
W miejscowości jest jedna restauracja pod egidą GS-u, która wydaje posiłki na wynos.W pierwszym dniu jesteśmy zachwyceni pierogami ruskimi z pieczarkami, ale w kolejnych dniach nasz zachwyt nieco opada, a niektóre potrawy są bardzo kiepskiej jakości. Przekonujemy się jednak do naszego miejsca zamieszkania i każdego następnego dnia czujemy się tu coraz lepiej, choć tęsknota za Simonką pozostaje.
Opodal ośrodka płynie rzeczka o niesamowitej czystości o czym świadczą żyjące tu raki. Właściciel przy bliższym poznaniu okazuje się bardzo sympatycznym człowiekiem, który ma dość ciekawą historię życia i jak widać z niejednego pieca jadł chleb. W niedzielę po deszczowej sobotniej nocy postanawiamy odpuścić sobie górskie wędrówki i planujemy sentymentalną wycieczkę do miejsc gdzie byliśmy w przeszłości. Tak więc jedziemy do Stróży, a tam do turystycznej pasieki Bartnik, gdzie zwiedzamy mini ZOO w którym są kucyki, osiołki, kozy i drób, a także przeglądamy chyba największą kolekcję uli w Polsce. Agnieszka stara się przypominać Łukaszowi niektóre obiekty przy których bawił się w przeszłości, ale nie jestem pewien czy je rozpoznał. Na koniec zachodzimy do sklepu kupując pamiątki oraz zdrowotne wyroby z pasieki na bazie miodu, propolisu, pyłków kwiatowych itp.
 
                                                                                     
                                                                                                                   
                                        
 
                                        
 
                                        
 
                                        
 W drodze powrotnej stajemy pod pensjonatem w którym kiedyś Łukasz i Agnieszka byli na turnusie rehabilitacyjnym, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie.
 
                              
Ponieważ jest jeszcze wczesna godzina postanawiamy zaryzykować i pojechać do miejsca gdzie z pewnością jest nieco ludzi, czyli do uzdrowiska w Wysowie Zdroju. Na miejscu odwiedzamy pijalnię wód, jemy lody w małej kawiarence, ale widząc niepewny nastrój Łukasza robimy jeszcze tylko krótki spacer po parku zdrojowym i wyruszamy na obiad do Klimkówki, gdzie jest mała i pusta restauracyjka. Udaje się nam w ciszy i spokoju zjeść całkiem smaczny obiad.
 
                                                                                                                            
Kolejne dni upływają pod znakiem wędrówek, ale popołudniami przesiadujemy na naszym ciepłym tarasie czasami do późnych godzin wieczornych.
W kolejną środę znów pakujemy się i przejeżdżamy dalej do Rymanowa Zdroju do Apartamentów "Smerek" (  http://www.smerek.com.pl/  ).
 
                                       
To ostatnie nasze miejsce pobytu, ale choć czyste i schludne to jednak najmniej nam odpowiadające ze względu na niewielkie pomieszczenia i bliskie sąsiedztwo zabudowań oraz innych gości tego domu, których od razu ostrzegamy przed nieprzewidzianymi hałasami. Oczywiście nie krytykuję tutaj, że coś źle urządzono tylko my niestety potrzebujemy nieco innych warunków i nie chodzi tu o luksusy. Późne obiady zamawiamy w pobliskie pizzeri i trzeba przyznać że wszystko jest smaczne. Jesteśmy w mieście zdrojowym, ale przez nasz napięty plan nie mamy czasu zwiedzać, a zresztą po co pchać się w tłumy ludzi. Przed odjazdem w sobotę jedynie Andżelika i Paulina udają się na zwiedzanie i zakup pamiątek, a potem szybkie pakowanie i wyjazd, bo prognozy pogody zapowiadają się nieciekawie i chcemy uciec przed nawałnicami. I to tyle z wyjazdu.
 
                                 
                                                                                                                       Włodek