http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\ Trohaniec - szlak dla ludzi spoza wielkomiejskiej cywilizacji ( 15.08.2015 r.)  
 Znów mieliśmy dzień przerwy co nie oznacza,że spędziliśmy go bezczynnie. Bieszczady mają do zaoferowania nie tylko szlaki górskie, ale o tym w innym opisie.
Wybieram dzisiaj szczyt Trohaniec ( 939 m n.p.m.) położony w Paśmie Otrytu. Nazwy jak dla mnie brzmią dosyć egzotycznie, więc tym bardziej mam ochotę na tą eskapadę. ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Trohaniec )
Wyjeżdżamy przed godz. 8:00 do miejscowości Dwernik (ok. 46 km). Nieco powyżej obozu harcerskiego odkrywamy w miarę bezpieczny parking i tradycyjnie zmieniamy obuwie na profesjonalne, czyli górskie. Oczywiście oprócz Agnieszki, która uwielbia swoje trekingowe sandały. 
Dzisiaj znowu gorąco, a dodatkowo wysoka wilgotność powietrza sprawia, że już po kilkuset metrach pot leje się po nas ciurkiem. Podejście dosyć strome, ale ukryte wśród zbawczego lasu. Szlak bardzo dobrze zagospodarowany - częste miejsca do odpoczynku wyposażone w wygodne ławki oraz ciekawe tablice ze zdjęciami opisujące na co warto zwrócić uwagę w danym miejscu (ścieżka przyrodniczo-edukacyjna).
Łukasz mimo panującej duchoty w dobrej kondycji i wspina się dzielnie pokonując kolejne etapy, aż dochodzimy do schroniska o nazwie "Chata Socjologa".
Jest to dosyć osobliwe miejsce, gdyż nie posiada stałego rezydenta i nie jest własnością PTTK, ale grupy zapaleńców tworzących tzw. "Klub Otrycki", którzy stworzyli miejsce mające niezwykły klimat.
Chata utrzymuje się ze składek, a jej gościnne progi służą każdemu pod warunkiem, że w ganku zostanie ściągnięte obuwie. Napotkani w chacie mieszkańcy zapraszają nas do skorzystania z kuchni, ale grzecznie odmawiamy nie chcąc zakłócać ich spokoju. Poza tym mamy wszystko co nam potrzebne do spożycia śniadania, a spora ilość stołów i ławek na przyległym do schroniska terenie wystarcza aby wygodnie odpocząć w cieniu drzew. Napotykamy też tablice z bogatą kolekcją zdjęć i opisem historii tego miejsca. Dowiadujemy się, że schronisko zostało odbudowane po pożarze w styczniu 2003 r. W zamiarach Klubu jest również budowa obserwatorium astronomicznego co wywnioskowaliśmy z zabranej z ganku ulotki.W ganku jest też pieczątka i podbijam nasze książeczki.
Jemy więc śniadanie, a wychodzący od czasu do czasu mieszkańcy witają się z nami, a nawet zagadują. Jeden z nich poszukuje swojego specjalnego sosu, który gdzieś się zawieruszył, a po odnalezieniu proponuje posmarowanie sobie nim kanapki. Dobrze,że w porę uprzedza iż jest 4 razy bardziej ostry niż sos tabasco i chyba tym ratuję się przed sporymi kłopotami. Grzecznie odmawiam spożycia.
Po śniadaniu kilka zdjęć i wyruszamy w dalszą drogę. Tym razem szlak jest dosyć płaski z niewielkimi wzniesieniami i zejściami. Towarzyszą nam rozłożyste gałęzie drzew bukowych, które osiągają w tym miejscu dość spore rozmiary. Z uwagą śledzimy szlak aby nie przegapić odnogi prowadzącej na Trohaniec, ale okazuje się że jest bardzo dobrze oznaczone i bez problemu wspinamy się już nieco bardziej stromym podejściem będącym często pozbawionym cienia. Spora jednak wysokość sprawia, że w tym miejscu nie jest już duszno, choć nie wieje też wiatr. Rosną tu gęsto soczyste trawy przeplatane połaciami borówki czarnej (jagód).
Docieramy do szczytu ukrytego w cieniu drzew. Pod szczytem drewniany krzyż, a na szczycie tabliczka przytwierdzona do betonowego słupa.
Tradycyjnie rozkładamy się z naszym kocykiem wyciągając resztki zapasów. Odpoczynek bardzo przyjemny, a kończymy go serią zdjęć przy użyciu samowyzwalacza.
Pora schodzić. W Łukaszu dzisiaj drzemią niespożyte siły i wesoło podskakuje na ścieżce. Wracamy do krzyżówki pod Chatą Socjologa i stwierdzamy, że dla odmiany na dół zejdziemy pomarańczowym szlakiem konnym. Z początku dosyć płasko i przyjemnie. Potem pojawiają się górki i dolinki ze sporą ilością błotnistych niespodzianek.
Przez wzniesienia i spadki szlak znacznie się wydłuża, a dookoła nagle staje się cicho , a wręcz głucho. W lesie zapanowuje półmrok i po chwili słychać złowieszczy
pomruk nadciągającej burzy. No to przyspieszamy tempa, ale droga nie chce się kończyć. Na domiar złego na szlaku drwale zrobili przecinkę nie uprzątając z niego gałęzi, a nawet całych drzew i musimy przedzierać się przez młody liściasty las. Momentami zrywa się wiatr i zaczyna padać deszcz, ale szybko ustaje.
Łukasz widać, że jest już zmęczony narzuconym tempem, ale spokojnie tłumaczę, że musimy się spieszyć przed burzą i że samochód już niedaleko. Znosi to ze stoickim spokojem. Jest dzisiaj bardzo kochany i wyrozumiały.
Ostatnie metry to omijanie błotnistych kałuż, które i tak od czasu do czasu kończy się zapadaniem w lepkiej mazi.
Szczęśliwie docieramy do samochodu i okazuje się, że tu padał dość mocno deszcz, czyli obeszliśmy burzę bokiem.
Dzisiejszy dystans to 13,98 km i suma przewyższeń 578 m.
W drodze powrotnej obiad w knajpce "Kuźnia", a potem laba w naszym domku.
Galeria: