/\/\/\ Kowadło i Brusek (01.06.2014 r.)
Niedziela rano i zbiórka na wycieczkę do której nie jestem przekonana, bo mój organizm wykazuje spore zmęczenie w ostatnim czasie - szczególnie rano .
Wyjazd godz. 8:20 i rytualny ,,hot dog tak" na Orlenie . W samochodzie mam czas na przemyślenia i wspomnienia, które powodują przeważnie tą samą reakcję,
czyli spływające kropelki słonej wody po moim policzku . Zaplanowaliśmy długą wyprawę, bo wejście na Kowadło w Górach Złotych i przejście wzdłuż granicy w stronę Rudawca .
Dzień ładny tylko chłodny . W trasę wychodzimy godz. 9:45 mijając konia biegającego wokoło na trzymanej przez tubylca linie, który nas zainteresował . Na początku Łukasz trzyma mnie pod rękę, a potem śmiga do przodu że ledwie nadążam wciąż czując zmęczenie . Wejście na szczyt bardzo sprawne . Łukasz w świetnej kondycji jakiej dawno nie było, do tego stopnia że idzie bez rękawiczek osłaniających przed gryzieniem . Na szczycie krótki odpoczynek i ruszamy dalej. Przez pewien odcinek wędrówka była monotonna, ale potem weszliśmy na ciekawsze tereny które zaprowadziły nas na kolejny szczyt . Trasa przebiegała wzdłuż granicy polsko-czeskiej,a towarzyszył nam piękny i bogaty krajobraz zarówno pod względem różnorodności roślinnej jak i ciekawego terenu . Dochodzimy na szczyt Brusek gdzie pejzaż urzekł nasze oczy, ale szybko schodzimy bo jest zimny przenikliwy wiatr, a Łukaszowi zapomnieliśmy spakować bluzę. Niestety znaleźliśmy się w miejscu gdzie drogi powrotne do samochodu były tak samo długie . Włodek zaplanował zejście na skróty, które prowadziło przez piękne jagodowe lasy i zarośla z rosnącymi gęsto choinkami i wzdłuż potoku, który miał nas doprowadzić na właściwe miejsce . Trasa miejscami niebezpieczna, ale bardzo uatrakcyjniła naszą wycieczkę . Oczywiście mój mąż- leśniczy z zawodu ma świetnego nosa do poruszania się po lesie co ułatwia również zdobywanie szczytów . Gdy doszliśmy do bitej utwardzonej drogi co miało miejsce o godz. 15.20 to wydawałoby się że Łukasz powinien być zmęczony, ale on zaczepia do zabawy i wygłupów. Godz. 17 w samochodzie i powrót do domu godz.19:30.
Nie byłam przekonana do zaplanowanego wyjazdu, ale zejście w gąszczu zarośli i choinek było piękne i spowodowało, że świat zawirował i stał się kolorowy, a energia powróciła . Na zakończenie wędrówki leżałam w trawie patrząc w niebo i rozmyślając, że dawno nie było tak udanego wspaniałego dnia.
W domu mąż wysyła Łukasza na komputer, ale on na to ,,pokoloruj Kowadło tak". Dotyczyło to wydrukowanej kartki ze szczytami KGP.
Agnieszka